9 czerwca 2020

Głód pierwszych dni...

Bilans 09.06
pierś z kurczaka duszona w ziołach = 175 kcal
jogurt pitny activia = 180 kcal
wafle ryżowe z serem i szczypiorkiem = 208 kcal
kajzerka z serem i szynką = 231 kcal
szklanka barszczu = 64 kcal
małe monte = 108 kcal
razem: 966 kcal

aktywnosc; rower i spacer

Troszkę doskwierał mi dziś głód, ale pierwsze dni zawsze takie są, czyli najgorsze. Później zawsze idzie mi coraz lepiej i się przyzwyczajam. Nie chcę jeść mniej niż te ok. 1000 kcal, żeby nie rzucić się zaraz na jedzenie. Jutro chyba się zważę. 54 kg do końca sierpnia.. marzenie... Teraz wskakuję do łóżka, jakiś film i odpoczynek :D do jutra kruszynki

8 czerwca 2020

Musiałam się stoczyć :')

Jem. Jem. Jem i... jem. Jem, a... później? Żałuję i obiecuję sobie poprawę i wielkie zmiany. Im ciaśniejsze stają się moje spodnie, a moja twarz coraz to pulchniejsza, tym bardziej oddalam się od moich celów i zaczynam siebie nienawidzić. Stoczyłam się przeokropnie, niestety nie tylko pod względem diety. Czy coś się u mnie zmieniło? Ostatnio staram się nie palić. Zawaliłam trochę ten rok szkolny, ale jednocześnie cieszę się, że zdałam z matmy. Na koncie mam przejście przez trochę toksyczną przyjaźń i... jeszcze więcej cellulitu xd Wracam tutaj, nie wiem na ile. Nie obiecuję, że nie zawalę i nie zniknę. Tym razem nie będę stawiała sobie niemożliwych zamiarów. Nie będę póki co wyznaczać limitów kalorii i katować się tylko po to, żeby jeszcze szybciej się poddać. Może w lipcu nieco bardziej "zacisnę pasa", póki co na spokojnie ;) Postaram się tutaj codziennie zaglądać i coś dodawać, zdjęcia moich posiłków i aktualizacje co do wagi raz na jakiś czas. Dawno mnie tutaj nie było, więc muszę na nowo zacząć odwiedzać wasze blogi :D 
Do jutra (mam nadzieję!)

11 listopada 2019

Wracam, bo wszystko wróciło na stary tor (postanowienia na listopad).

Jak w tytule: wszystko zatoczyło błędne koło. Nie było mnie tu ponad rok. W ostatnim poście jaki zamieściłam, pisałam, że ważę 54 kg. Jestem załamana :( Teraz ważę jakieś 63. Wszystko dlatego, że odpuściłam sobie wtedy i zaczęłam żreć. Tak więc wracam i już się nie poddam. Do powrotu skłoniły mnie różne sytuacje, począwszy od przykrych tekstów najbliżyszych, po zobaczenie siebie na zdjęciach robionych przez znajomych, aż do tego, że dowiedziałam się co mój były rozpowiada na temat mojej figury. Wiecie, niby to pierdoły, ale gdy się tego nazbiera to człowiek całkowicie zmienia myślenie i siada to na psychice. Prawie wszystkie dziewczyny z mojej klasy są bardzo szczupłe i nie ukrywam, że to wprawia mnie w jeszcze większe kompleksy. W moim liceum są naprawdę ładne dziewczyny i bardzo im zazdroszczę :( Postanowiłam, że czas najwyższy coś z tym w końcu zrobić i pokazać wszystkim oraz sobie, że jestem silniejsza. Mam zamiar mierzyć i ważyć się co dwa tygodnie od jutra. To taki czas gdzie jestem w stanie zauważyć u siebie większe postępy, ale też nie popadam w paranoję i nie zaczynam stawać na wadze co kilka godzin... Postawiłam sobie kilka celów na listopad. Jeszcze większa połowa tego miesiąca przede mną, więc czemu nie? :)

listopad:

  • Rzucam papierosy. Definitywny koniec z tym głupim nałogiem. Strata zdrowia, pieniędzy i kondycji. 
  • Limit 600 kalorii. Chciałabym do końca listopada trzymać się tego limitu i nie zawalać, zobaczymy jak mi pójdzie.
  • Słodycze tylko raz w tygodniu. Sobota będzie dniem, gdy pozwolę sobie na coś słodkiego, ale pod warunkiem, że wliczę to w bilans i nie będzie miało więcej niż 300 kcal. 
  • Koniec z fastfoodami. To muszę wykluczyć całkowicie, bo inaczej nie dam rady, ale myślę, że mi się to uda!
  • Pić min. 2 litry wody dziennie! Ostatnio w ogole nie zwracałam na to uwagi :(
Mam nadzieję, że uda mi się trzymać moich postanowień na ten miesiąc. Jutro wrócę do Was z bilansem i z krótszą notką, obiecuję! Trzymajcie się ♥

9 października 2018

Waga.

Hej. Nie pisałam trochę. W weekend przesadziłam z jedzeniem i nie tylko. Nie chcę się w to zagłębiać, ale ogólnie trochę masakra, już ochłonęłam. Wczoraj byłam w mieście, trochę zabiegany dzień. Pamiętam, że zmieściłam się w moim limicie 500 kcal, ale nie przypominam sobie już co dokładnie zjadłam :p Dzisiaj 696 kcal o ile się nie mylę (drożdżówka z serem, kanapka, kiwi, banan). Tak średnio. Nie poszłam do szkoły, a były zdjęcia. Celowo, bo nie lubię oglądać siebie na zdjęciach, jeszcze nie. Nauczycielka dzwoniła do mamy, ale się nie dodzwoniła. Czuję, że jutro będzie niezły ochrzan :) Tym bardziej, gdy zobaczy u mnie nowy kolor włosów. Mogłam z tym poczekać do weekendu, no cóż. Co będzie to będzie. Rano się zważyłam i było... 54 kg! Wracam na dobry tor. 1 października było 56,5 (ale byłam przed okresem i dzień wcześniej dużo zjadłam) Tak czy siak jest mniej. To dobrze. Cel to 52 do końca października :D Od jutra znowu wstawiam dokładne bilanse, zaczynam regularnie czytać i komentować wasze blogi, ogarnę dupsko;) Trzymajcie się ♥